Uzależnienie od muzyki to bardzo przyjemny nałóg. Muzyka towarzyszyła mi właściwie odkąd pamiętam. Rano, w ciągu dnia, wieczorem. Nie raz w nocy. Przy żartach i wygłupach, przy łzach i smutku.
Słuchawki to mój absolutny niezbędnik, bez którego nie ruszam się z domu. W tramwaju, w autobusie, w sklepie, na spacerze z psem. Ciężko było mi wyobrazić sobie pójście gdziekolwiek bez ulubionej muzyki w tle. Niczym soundtrack życia. Można by udawać, że jesteśmy bohaterem ulubionego serialu, który wszystkie perypetie przeżywa przy odpowiednio dobranej ścieżce dźwiękowe. Brak słuchawek w kieszeni albo torebce? Niemożliwe.
Do czasu.
Do czasu gdy moje ukochane towarzyszki nie zginęły z mojej własnej ręki. Nie przetrwały ćwiczenia nowej choreografii. Naprawdę nie sądziłam, że jestem w stanie wyrwać kabel. A jednak.
A napięty grafik uniemożliwia przeprowadzenie zakupu nowego zestawu. I przyszło mi funkcjonować bez soundtracku.
Zaczęły się podróże w ciszy. W sumie to nie w ciszy, a przy muzyce życia miejskiego. Przy szumach porannych rozmów ludzi zmierzających do pracy. Przy muzyce dobiegającej z cudzych słuchawek. Przy charkocie pojazdu. Przy dźwiękach wszechobecnych remontów. Zaczęłam zwracać większą uwagę na to, co się dzieje dookoła. Zaczęłam czytać, zamiast patrzeć się bezmyślnie w przestrzeń (może dlatego miłość do czytania wróciła). Zaczęłam przyglądać się ludziom.
źródło |
Niektórzy są naprawdę samotni. Dla niektórych zwykła krótka rozmowa może być najprzyjemniejszą częścią dnia. Niektórzy potrzebują po prostu chwili uwagi. Kilka minut, nie więcej.
Podczas jednego ze spacerów z psem (a bez słuchawek) spotkałam starszą Kobietę. Zaczepiła mnie i zaczęła się zachwycać moim zwierzakiem. Nie była to jednak jedna z wielu osób, które po prostu chwile głaszczą Gabi (psa), mówią, że jest słodka i odchodzą w swoją stronę. Pani towarzyszyła nam do końca spaceru (akurat zmierzała w tę samą stronę), opowiedziała ze łzami historię swojego ukochanego pupila, poskarżyła się na dwulicowość ludzi. Wyrzuciła z siebie trochę zarówno dobrych jak i złych emocji. Nie oczekiwała niczego więcej, poza chwilą szczerej uwagi. Na koniec z ogromnym uśmiechem podziękowała za rozmowę i przeprosiła za zajęty czas. A ja cieszyłam się tak samo jak ona albo nawet i bardziej, widząc jej radość. Nie kosztowało mnie to ani odrobiny wysiłku, a komuś było lżej na sercu.
Ile w Twoim otoczeniu jest takich osób? Ile razy odmówiłeś komuś drobnej pomocy, która dla Ciebie nie byłaby żadnym wysiłkiem, a dla kogoś znaczyłaby bardzo wiele?
Mam dla Ciebie zadanie. Uśmiechnij się do kogoś smutnego. Porozmawiaj z kimś, kto wygląda na strapionego i samotnego. Pomóż komuś, kto tej pomocy potrzebuje. Gwarantuję, że to dobro, które wyślesz, wróci do Ciebie. Podwójnie.
Jejku, cudowne <3 Kolejne wyzwanie wiążące się z tym, że mam wyjść z mojej strefy komfortu! Biorę się do roboty!
OdpowiedzUsuńZnowu trafiłam :P Czekam na efekty :D
Usuń