czwartek, 27 listopada 2014

Historia jednej rozmowy

Chłodne sobotnie popołudnie. Wybiegam z mieszkania w pośpiechu. Jak zwykle wydawało mi się, że jeszcze mam tyle czasu, a potem w ostatnim momencie próbowałam jedną ręką malować rzeczy, a drugą ogarniać włosy. Lecę na przystanek. Zawsze wydawało mi się, że jest jakoś bliżej. Trzęsą mi się ręce, trzęsą mi się nogi. Rozmawiam przez telefon z Olly i gadam od rzeczy, żeby chociaż trochę się uspokoić. W ostatnim momencie wpadam do autobusu. I uświadamiam sobie, że przecież miałam spiąć włosy, żeby nimi nie trzepać z nerwów. Taki tik.

Nie mogłabym załatwić ważnej rzeczy bez przygód. Nie może obyć się bez problemów zdrowotnych, komunikacyjnych, ubraniowych, czy jakichkolwiek innych. Zawsze coś jest nie tak. Inaczej by się nie liczyło. Gdybym na rozmowę dotarła, nie gubiąc się przy tym dwa razy, to by się nie liczyło. Gdybym pytając o drogę, nie pomyliła Psychologii z Pedagogiką (i przy okazji prawie nie dostała zawału na wieść, że Szkoła, której 'szukam' jest na w innej części miasta) to nie byłabym najwyraźniej sobą. Ale grunt to się nie poddawać, pomimo przeciwności losu.
Kiedyś opowiadałam Wam o niepewnej siebie dziewczynce, której strefa komfortu ograniczała się do grona przyjaciół i własnego pokoju. Dzisiaj ta sama dziewczynka, pomimo złego samopoczucia i błądzenia po obcej dzielnicy, poszła przekonać dwie kobiety, że jest odpowiednią osobą na to miejsce. Zostawiła trzęsące się ręce i nogi za szklanymi drzwiami. Pewnie uścisnęła dłonie obcych osób (chociaż nadal ma problem z zapamiętywaniem imion). Usiadła naprzeciwko, uśmiechnęła się pogodnie, wzięła głęboki oddech. Odpowiadała płynnie na wszystkie pytania. Nie miała gotowej właściwie żadnej odpowiedzi. Pełne skupienie, a słowa same płynęły. Anegdotki, uśmiech, szczerość, kontakt wzrokowy. Kontrola nad własnym ciałem. Niedotykanie włosów. I wychodząc wiedziała, że dała z siebie wszystko. I bez względu na wynik, była z siebie dumna.


Nie można się poddać, nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi są są przeciwko Tobie. Im więcej wysiłku Cię to kosztuje, tym satysfakcja będzie większa. Bo wiesz, że zasłużyłeś. Bo wiesz, że przezwyciężyłeś słabości i dałeś z siebie wszystko. Czasami trzeba sprawdzić samego siebie. Czasami świat spróbuje nas sprawdzić. Kiedy coś przychodzi zbyt lekko, zbyt łatwo to często tego nie doceniamy. Często wydaje się, że to wcale nie było warte żadnej walki.

Kiedy musisz się naharować czy psychicznie, czy fizycznie, żeby zdobyć to na czym Ci zależy, doceniasz to podwójnie. Nawet jeśli nie wygrasz, to już jesteś zwycięzcą. Pokonałeś samego siebie.


Kiedy Wy czytacie tego posta, ja jestem na wyjeździe, który jest wynikiem tej rozmowy ;) 

1 komentarz: