Nie mam określonego ulubionego gatunku. Słucham właściwie wszystkiego. Reggae, electro, pop, rock, czasem metal. Od niedawna nawet Rap, ale to jest odrębna historia.
Wystarczy, że coś wpadnie mi w ucho, a mogę słuchać tego na okrągło. Śpiewam, nucę, układam w głowie choreografie ( co na zewnątrz może czasami dziwnie wyglądać).
Zawsze wydawało mi się, że nie mam ulubionych wykonawców. Kilka ulubionych piosenek owszem, ale nie muzyków. Po prostu jakiś utwór wchodzi mi do głowy, siedzi w niej tak długo jak mu się podoba, a potem wypada.
Zmieniłam zdanie, kiedy zauważyłam, że w pewnych sytuacjach zawsze sięgam po konkretną twórczość. W chwilach przemyśleń. Kiedy chcę się odciąć od świata. Włóczyć się w deszczu ze słuchawkami w uszach. Zatopić się w swoim podłym nastroju.
Albo wręcz przeciwnie. Nabrać siły. Śpiewać na cały głos. Śmiać się do samej siebie. Cieszyć się z chwili, oddechu, dźwięku.
W takich chwilach opcje są dwie. One Republic i Pink. Nie wiem dlaczego, ale ich muzyka spełnia wszystkie moje wymagania i pasuje na każdy nastrój.
No może poza tymi Rapowymi momentami, ale jak już mówiłam to jest zupełnie inna historia.
Oto kilka moich ulubionych utworów:
Coś Wam powiem. Jeśli mimo namiętnych wspomnień z eksfacetem, które ewidentnie nachodzą Was podczas słuchania płyty (nie bez powodu zresztą) i tak jej słuchacie, to to jest miłość.
A Wy macie jakichś swoich ulubionych artystów albo piosenki? A może macie jakieś specjalne historie związane z muzyką?
PS Jakby ktoś chciał zafundować mi bilet na koncert One Republic w październiku, nie obrażę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz