środa, 20 sierpnia 2014

Dlaczego pokochałam Irlandię?

Przyznaję się ze skruchą, że byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego wyjazdu. Na samą myśl o spędzeniu 2 lub 3 tygodni na wsi, z dala od mojego normalnego życia (od którego jestem chyba uzależniona), autentycznie mi się odechciewało. Dziś, siedząc przy biurku, popijając herbatę i patrząc na piękną panoramę miasta, trochę tęsknię za krowami za płotem. Za malutkimi domkami. Za wszechobecną ciszą. Za poczuciem bezpieczeństwa na pustej ulicy mimo późnej pory. Za Irlandią.

W tym roku Zieloną Wyspę odwiedziłam po raz drugi w swoim życiu. Chociaż moja rodzina mieszka tam od ok.8 lat, to jakoś nie było dotychczas zbyt wielu okazji do wizyt. W tym roku w wyniku różnych czynników (mniej lub bardziej przyjemnych) udało się.
Były to niezwykle leniwe, spokojne, przyjemne i refleksyjne trzy tygodnie. Miałam dużo czasu na odpoczynek i przemyślenia. O tych ostatnich z pewnością nie raz usłyszycie. Dzisiaj natomiast chciałabym podzielić się z Wami powodami dla których zakochałam się w Irlandii.






1. Bez pośpiechu
Mam wrażenie, że tam nikt się nigdzie nie spieszy. Nawet muchy latają jakoś wolniej, a psy są łagodniejsze i spokojniejsze. Oczywiście w Dublinie, czy Belfaście sprawa wygląda trochę inaczej, ale w mniejszych miasteczkach, a widziałam ich kilka, czas płynie jakoś tak powoli. Ludzie nie pędzą ulicami, w sklepach nie niecierpliwią się, stojąc w kolejkach. Wszystko dzieje się w swoim rytmie, ale jest on zupełnie inny niż u nas. Mniej stresu, zdenerwowania.
Więcej melodyjności.

2. Pełen luz
Swobodne podejście Irlandek do stylu i mody jest chyba powszechnie znane. Tam nikt nie ma oporów, żeby w kapciach czy wałkach na głowie wyjść do sklepu (niekoniecznie do warzywniaka na rogu). Często można spotkać osoby w welurowych dresach, ubraniach zupełnie niedopasowanych kolorystycznie, potarganych włosach, bez makijażu. Wśród młodych  widziałam chyba więcej dziewczyn no make up niż z jakąkolwiek tapetą. Pełen luz.

3. Uśmiech i życzliwość
Bardzo spodobało mi się to, że obcy ludzie w różnym wieku uśmiechali się do mnie na ulicy. Wiele osób pozdrawiało zwykłym "Cześć" lub "jak leci". Ludzie, których nigdy w życiu nie widziałam na oczy i możliwe że już więcej nie zobaczę.
Irlandczycy nie są tak naburmuszeni jak my. Nie pędzą przed siebie (patrz pkt 1), myśląc tylko o sobie i sprawach do załatwienia. Zauważają drugą osobę.

4. Zero zazdrości
Pierwszego dnia jadąc z wujkiem samochodem, zauważyłam dziwną numerację na rejestracjach samochodów. Wujek wyjaśnił mi, że pierwsze dwie lub trzy cyfry oznaczają rok produkcji samochodu. Przykładowo jeśli samochód jest z roku 2011, to jego numer rejestracyjny zaczyna się od 11. Ponieważ Irlandczycy są niezwykle przesądni od roku 2013 wprowadzono trzecią cyfrę (żeby nie jeździć pechową '13'). Samochód wyprodukowany w pierwszej połowie roku ma numer 131, a ten z drugiej połowy 132. System ten został zachowany i teraz w 2014 stosuje się tą samą zasadę.
Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? Połowa ludzi ( to dosyć optymistyczne założenie) chyba by o niczym innym nie myślała, tylko o tym że musi mieć lepszy, nowszy samochód niż sąsiad/znajomy/współpracownik. Chyba by się pozabijali z tej zazdrości.
Irlandczycy? Mają w nosie to, kto czym jeździ.

To tylko kilka powodów, z pewnością znalazłoby się ich więcej. Byliście w Irlandii? Podobało się Wam? A może znacie jakieś kraje w których jest podobnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz